3/30/2013

(Nie)latające Orły



Kiedy Polska Reprezentacja zremisowała z Anglią na Stadionie Narodowym w październiku, cały kraj odetchnął z ulgą. Nie przegraliśmy z tym mitycznym rywalem u siebie, zdobyliśmy ważny punkt, a Waldemar Fornalik mógł liczyć na spokój do marca. Kampania marcowa z punktu widzenia walki o awans/baraż była kluczowa. Czemu? Naszymi rywalami mieli być: Ukraina oraz San Marino. Ukraińcy w obliczu porażki z nami, mogliby już skończyć rozważania na temat walki o MŚ 2014. Dlatego, sporo ekspertów w tym m.in: Wojciech Kowalczyk na łamach "Cafe Futbol" powiedział, że naszym obowiązkiem jest zwycięstwo nad Ukrainą bo będzie można wykreślić jednego rywala o awans.

Z Ukrainą mieliśmy zagrać jak nigdy. Każdy z obecnych kibiców na Narodowym chciał ujrzeć reprezentację, która będzie zdeterminowana aby wygrać pierwszą batalię o punty w 2013 roku. Niestety ujrzeliśmy drużynę bez charakteru. Nie pamiętam meczu z udziałem naszych Orłów aby przegrywali po 7 minutach już 2-0, to był nokaut. Ukraińcy byli waleczni i aż emanowała wokół nich aura agresji, nie zawsze czysto sportowej. Końcowy wynik to 3-1 dla naszych wschodnich sąsiadów. Pytanie, co było powodem porażki? Jak zwykle nasza przeklęta gra w defensywie. Dziurawa jak ser szwajcarski, o ile ten ser ma dziury i istnieje w świadomości konsumentów to polscy kibice mogą zacząć się zastanawiać, czy u nas istnieje obrona. Katastrofalny mecz Boenischa, słaby mecz dwójki stoperów Glika i Wasilewskiego. Ten ostatni nie powinien zostać nawet powołany, po prostu nie gra w klubie. Ale ok, uznajemy argument że Wasyl to postać ważna w szatni. Piłkarz z charakterem, potrafiący zagrzać kolegów do walki. Tylko, czy któryś piłkarz jeszcze wie co znaczy walka w meczu polskiej reprezentacji? Robert Lewandowski nadal snuje się po boisku i czeka na podania od partnerów. Chyba musi sobie wbić do głowy, że u nas nie ma Reusa czy Goetzego. Może liczyć na... tak właściwie na nic. Lewandowski nie pasuje do tej taktyki. 4-5-1 jest do bani. Wiadomo, wszyscy tak grają ale proszę państwa, większość dobrych drużyn ma pomocników, grających do przodu. My mamy quasi-pomoc z grą na chaos. Lewandowski przy 4-5-1 jest postacią tragiczną.

Mecz z San Marino był dla nas udany. Trzeba się cieszyć, że strzeliliśmy amatorom aż 5 bramek. Lewandowski nareszcie się przełamał. To był jego dzień, bo jeszcze miał zaszczyt założyć opaskę kapitana. Nie było kompromitacji. Choć denerwuje mnie fakt, iż zawsze kiedy gramy z San Marino to media muszą zadzwonić do Jana Furtoka i spytać: Jakim rywalem jest klasyczny outsider, czy znów będzie potrzebna ręka aby ich pokonać?

Po dwóch meczach marcowych jest dużo niewiadomych. Nadal nie znaleźliśmy polskiej dziesiątki, nadal nie mamy obrony. Może pan Fornalik powinien wrócić do naszego wzorcowego stylu gry: 4-4-2, oprzeć grę na szybkich skrzydłach (podobno Polska skrzydłowymi się dławi), dać Lewandowskiemu partnera do ataku. Polscy piłkarze powinni jednak podjąć na początek, poszukiwania piłkarskich jaj, bo gdzieś je zgubili. Albo znów zostawili je w klubach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz