4/25/2013

Cztery razy: Robert Lewandowski

Lewandowski strzelając 4 bramki, wdarł się do historii polskiej piłki na arenie klubowej w stylu najpiękniejszym. Cztery bramki przeciwko Realowi w półfinale to wyczyn nieprawdopodobny. Zamknął usta krytykom na pewien czas. Ja także do tej grupy należę. Cała trójka z Dortmundu zagrała na poziomie europejskim, godnym półfinału. Bezradny Real, tym razem w uczciwej walce musi w rewanżu na Santiago Bernabeu zrobić coś galaktycznego.

Zespół zwany Borussią Dortmund wskoczył do ostatniego wagonu prowadzącym do finału Ligi Mistrzów. Nikt nie napisze dziś, że BVB zostanie w tym topie na dłużej. Dortmundczycy już wiedzą, że Goetze wysiada na następnej stacji, latem zasili Bayern i pomoc Borrusen będzie bardzo osłabiona. Tym razem finansowo mogą sobie tę stratę wyrównać ale ciężko zastąpić piłkarzy niezastąpionych. Lista piłkarzy do odejścia wydłuża się: Lewandowski, Hummels czy Subotić.

Po wczorajszym meczu na pytanie "Czemu nie Barcelona?" już nikt nie wzruszy ramionami. Cztery bramki w półfinale. Cena za niego podskoczyła do granic możliwości kieszeni największych piłkarskich mocarstw: Bayern, Real, Barcelona, a może Manchester United. Sir Alex Ferguson uwielbia kupować napastników, mimo że linia napadu jest na poziomie światowym. Był Rooney i Tevez, kupił Berbatova. Dla Szkota nie ma problemu, atak jest najważniejszy. A linia pomocy w United? Pewnie doczekamy się jakiegoś "nołnejma" bo w tym roku okienko transferowe będzie gorące jak nigdy.

Bayern Monachium, PSG, Real Madryt, FC Barcelona, Manchester United, Chelsea Londyn, Manchester City czy Arsenal Londyn. Każda z tych drużyn widzi luki w swoim składzie. Jeśli ich nie zapełni to mogą stracić kontakt na wiele sezonów jak BVB w rywalizacji z Bayernem. Jak ManUtd bez środka pomocy na arenie europejskiej. Albo Arsenal Londyn, który balansuje na granicy top4 w Premier League.

3/30/2013

(Nie)latające Orły



Kiedy Polska Reprezentacja zremisowała z Anglią na Stadionie Narodowym w październiku, cały kraj odetchnął z ulgą. Nie przegraliśmy z tym mitycznym rywalem u siebie, zdobyliśmy ważny punkt, a Waldemar Fornalik mógł liczyć na spokój do marca. Kampania marcowa z punktu widzenia walki o awans/baraż była kluczowa. Czemu? Naszymi rywalami mieli być: Ukraina oraz San Marino. Ukraińcy w obliczu porażki z nami, mogliby już skończyć rozważania na temat walki o MŚ 2014. Dlatego, sporo ekspertów w tym m.in: Wojciech Kowalczyk na łamach "Cafe Futbol" powiedział, że naszym obowiązkiem jest zwycięstwo nad Ukrainą bo będzie można wykreślić jednego rywala o awans.

Z Ukrainą mieliśmy zagrać jak nigdy. Każdy z obecnych kibiców na Narodowym chciał ujrzeć reprezentację, która będzie zdeterminowana aby wygrać pierwszą batalię o punty w 2013 roku. Niestety ujrzeliśmy drużynę bez charakteru. Nie pamiętam meczu z udziałem naszych Orłów aby przegrywali po 7 minutach już 2-0, to był nokaut. Ukraińcy byli waleczni i aż emanowała wokół nich aura agresji, nie zawsze czysto sportowej. Końcowy wynik to 3-1 dla naszych wschodnich sąsiadów. Pytanie, co było powodem porażki? Jak zwykle nasza przeklęta gra w defensywie. Dziurawa jak ser szwajcarski, o ile ten ser ma dziury i istnieje w świadomości konsumentów to polscy kibice mogą zacząć się zastanawiać, czy u nas istnieje obrona. Katastrofalny mecz Boenischa, słaby mecz dwójki stoperów Glika i Wasilewskiego. Ten ostatni nie powinien zostać nawet powołany, po prostu nie gra w klubie. Ale ok, uznajemy argument że Wasyl to postać ważna w szatni. Piłkarz z charakterem, potrafiący zagrzać kolegów do walki. Tylko, czy któryś piłkarz jeszcze wie co znaczy walka w meczu polskiej reprezentacji? Robert Lewandowski nadal snuje się po boisku i czeka na podania od partnerów. Chyba musi sobie wbić do głowy, że u nas nie ma Reusa czy Goetzego. Może liczyć na... tak właściwie na nic. Lewandowski nie pasuje do tej taktyki. 4-5-1 jest do bani. Wiadomo, wszyscy tak grają ale proszę państwa, większość dobrych drużyn ma pomocników, grających do przodu. My mamy quasi-pomoc z grą na chaos. Lewandowski przy 4-5-1 jest postacią tragiczną.

Mecz z San Marino był dla nas udany. Trzeba się cieszyć, że strzeliliśmy amatorom aż 5 bramek. Lewandowski nareszcie się przełamał. To był jego dzień, bo jeszcze miał zaszczyt założyć opaskę kapitana. Nie było kompromitacji. Choć denerwuje mnie fakt, iż zawsze kiedy gramy z San Marino to media muszą zadzwonić do Jana Furtoka i spytać: Jakim rywalem jest klasyczny outsider, czy znów będzie potrzebna ręka aby ich pokonać?

Po dwóch meczach marcowych jest dużo niewiadomych. Nadal nie znaleźliśmy polskiej dziesiątki, nadal nie mamy obrony. Może pan Fornalik powinien wrócić do naszego wzorcowego stylu gry: 4-4-2, oprzeć grę na szybkich skrzydłach (podobno Polska skrzydłowymi się dławi), dać Lewandowskiemu partnera do ataku. Polscy piłkarze powinni jednak podjąć na początek, poszukiwania piłkarskich jaj, bo gdzieś je zgubili. Albo znów zostawili je w klubach.

7/10/2011

Mr Shot #28

Kiedy ma piłkę przy nodze, na trybunach słychać głośne okrzyki: "Strzelaj! Strzelaaaaj". Wtedy bez chwili zastanowienia uderza w kierunku bramki rywala.

Darron Gibson w przeciągu dwóch sezonów stał się jednym z elementów układanki sir Alexa Fergusona. Irlandczyk gra na pozycji środkowego pomocnika. Jest dobrze fizycznie zbudowanym zawodnikiem, co jest czynnikiem sprzyjającym w Premier League. Natura obdarzyła go bardzo silnym uderzeniem z dystansu, dzięki czemu Manchester United posiada katapultę, która w każdej chwili może uderzyć w kierunku bramki rywala.

Wśród kibiców „Czerwonych Diabłów” Gibson budzi skrajne emocje. Jedni uważają go za totalnie nieprzydatnego zawodnika, który zabiera miejsce młodszym kolegom. Przeciwnicy podkreślają również, że zawodnik reprezentacji Irlandii ma skłonności do zwalniania rytmu gry. Natomiast zwolennicy talentu Gibsona widzą w nim zawodnika, który akceptuje rolę pomocnika trzeciego planu i nie psuje atmosfery na Old Trraford.

Dla Darrona Gibsona szczególnym sezonem były rozgrywki 2009/2010. Wówczas zagrał w 12 spotkaniach w barwach United. Zdobył 5 bramek oraz zaliczył dwie asysty. Dwie bramki z pięciu bramkowego dorobku – „Gibon” zdobył w meczu z Tottenhamem. Pojedynek odbył się w grudniu 2009 roku w ramach rozgrywek Carling Cup. Mecz zakończył się wynikiem 2-0, a Darron Gibson był niewątpliwie bohaterem tego spotkania. Zwycięstwo pozwoliło „Czerwonym Diabłom” awansować do półfinału tych rozgrywek.

W zakończonym sezonie 2010/2011 był pod ostrzałem kibiców jak nigdy. Dołączył do grona zawodników, którzy stali się podmiotami negatywnych emocji. Gibsona skrytykowali w szczególności za brak kreatywności. Gdy pomocnik United założył konto na „twitter.com” stał się znów kozłem ofiarnym. „Kibice” Manchesteru United zrobili swojego rodzaju kampanię przeciwko Gibsonowi na „twiterze”. Uszczypliwe teksty o jego umiejętnościach spowodowały, że zawodnik skasował konto.

Usunięcie konta na serwisie informacyjnym zbawiennego wpływu na grę Darrona Gibsona nie miało, aczkolwiek popisał się asystą w meczu z Schalke 04 Gelsenkirchen, kiedy świetnie podał do Antonio Valencii. Darron Gibson nie będzie następcą Paula Scholes’a ale może być nadal przydatnym zawodnikiem w taktyce sir Alexa Fergusona. Irlandczyk potrafi odebrać piłkę rywalowi i odpowiednio oddać piłkę partnerowi z drużyny. O jego grze wypowiedział się trener z licznego sztabu trenerskiego: „Jest podobny do Michaela Carricka. Operuje prostymi podaniami. Darron to silny chłopak, dzięki czemu dobrze radzi sobie w środku pola” – powiedział Rene Meulensteen.

Gibson powinien zostać w United z prostej przyczyny. On cały czas czyni kroki, aby stać się odpowiednim dublerem w środku pomocy. Dodatkowo warto zaznaczyć, że Darron jest lepszy od Andersona. Przecież za Irlandczyka nie wyłożyliśmy 30 milionów euro

6/02/2011

Mr Shot

Kiedy ma piłkę przy nodze, na trybunach słychać głośne okrzyki: "Strzelaj! Strzelaaaaj". Wtedy bez chwili zastanowienia uderza w kierunku bramki rywala.

Darron Gibson w przeciągu dwóch sezonów stał się jednym z elementów układanki sir Alexa Fergusona. Irlandczyk gra na pozycji środkowego pomocnika. Jest dobrze fizycznie zbudowanym zawodnikiem, co jest niewątpliwie czynnikiem sprzyjającym w Premier League. Natura obdarzyła go bardzo silnym uderzeniem z dystansu, dzięki czemu Manchester United posiada katapultę, która w każdej chwili może uderzyć w kierunku bramki rywala.

Wśród kibiców „Czerwonych Diabłów” Gibson budzi skrajne emocje. Jedni uważają go za totalnie nieprzydatnego zawodnika, który zabiera miejsce młodszym kolegom. Przeciwnicy podkreślają również, że zawodnik reprezentacji Irlandii ma skłonności do zwalniania rytmu gry. Nie potrafi odpowiednio dyktować tempa w ataku pozycyjnym. Natomiast zwolennicy talentu „Gibona”, widzą w nim zawodnika, który akceptuje rolę pomocnika trzeciego planu i nie psuje atmosfery na Old Trraford.

Dla Darrona Gibsona szczególnym sezonem były rozgrywki 2009/2010. Wówczas zagrał w 12 spotkaniach w barwach United. Zdobył 5 bramek oraz zaliczył dwie asysty. Dwie bramki z pięciu bramkowego dorobku – „Gibon” zdobył w meczu z Tottenhamem. Pojedynek odbył się pierwszego grudnia 2009 roku w ramach rozgrywek Carling Cup. Mecz zakończył się wynikiem 2-0, a Darron Gibson był niewątpliwie bohaterem tego spotkania. Zwycięstwo pozwoliło „Czerwonym Diabłom” awansować do półfinału tych rozgrywek.

Kibice zarzucający Gibsonowi brak wpływu na wynik danego spotkania powinni wrócić do rewanżowego spotkania z Bayernem Monachium (Champions League). Irlandczyk strzelił bramkę z dystansu, który dodała podopiecznym sir Alexa Fergusona sporo animuszu, dzięki czemu wygrali ten ciężki pojedynek. Choć zwycięstwo nie dało United awansu do półfinału Champions League to Darron Gibson pokazał znów zęby w tym meczu.

W zakończonym sezonie 2010/2011 był pod ostrzałem kibiców jak nigdy. Dołączył do grona zawodników, którzy stali się podmiotami negatywnych emocji. Gibsona skrytykowali w szczególności za brak kreatywności. Gdy pomocnik United założył konto na „twitter.com” stał się znów kozłem ofiarnym. „Kibice” Manchesteru United zrobili swojego rodzaju kampanię przeciwko Gibsonowi na „twiterze”. Uszczypliwe teksty o jego umiejętnościach spowodowały, że zawodnik skasował konto.

Usunięcie konta na serwisie informacyjnym zbawiennego wpływu na grę Darrona Gibsona nie miało, aczkolwiek popisał się asystą w meczu z Schalke 04 Gelsenkirchen, kiedy świetnie podał do Antonio Valencii. Darron Gibson nie będzie następcą Paula Scholes’a ale może być nadal przydatnym zawodnikiem w taktyce sir Alexa Fergusona. Irlandczyk potrafi odebrać piłkę rywalowi i odpowiednio oddać piłkę partnerowi z drużyny. O jego grze wypowiedział się trener z licznego sztabu trenerskiego: „Jest podobny do Michaela Carricka. Operuje prostymi podaniami. Darron to silny chłopak, dzięki czemu dobrze radzi sobie w środku pola” – powiedział Rene Meulensteen.

Darron Gibson powinien pozostać w United. Nie będzie on zawodnikiem pierwszego garnituru w nadchodzącym sezonie ale posiadanie w drużynie takiego gracza jest konieczne. Jego atutem jest także doświadczenie, zebrane z gry na angielskich boiskach oraz ze spotkań reprezentacyjnych. Uczestnictwo w wielu rozgrywkach jest dla ManUtd czymś normalnym. A Darron Gibson gwarantuje zadawalające występy na wszystkich arenach.

6/01/2011

Koszmarna FC Barcelona

To uczucie, kiedy 27 maja 2009 roku pan Massimo Busacca zakończył mecz w ramach finału Ligi Mistrzów na Stadio Olimpico w Rzymie. Co wtedy czuł przeciętny kibic Manchesteru United? Złość czy zazdrość? Złość, bo nie wykorzystaliśmy swoich 9 minut genialnej gry a może jednak zazdrość, że nie mieliśmy w środku pomocy takich graczy jak Xavi czy Iniesta.

Przed sezonem 2010/2011 nie oczekiwałem 19 mistrzostwa, półfinału FA Cup czy kolejnego finału Ligi Mistrzów. Liczyłem na grę z pełnym zaangażowaniem w każdym spotkaniu o stawkę. Wychodzi na to, iż dostałem wielki prezent od sir Alexa Fergusona i jego podopiecznych.

Zdobyliśmy dziewiętnasty tytuł mistrzowski w sezonie, który zostanie zapamiętany jako jeden z najbardziej wyrównanych w ostatnich latach. Doszliśmy do półfinału FA Cup, gdzie przegraliśmy z późniejszym triumfatorem tych rozgrywek czyli Manchesterem City. Do rozegrania był jeszcze jeden mecz po wyczerpującym sezonie…

Finał Ligi Mistrzów na Wembley miał być rewanżem za koszmar z Rzymu. Przede wszystkim za Manchesterem United przemawiał kolektyw jaki powstał w trakcie sezonu. W ataku objawił się Javier Hernandez. Do gry po fatalnej kontuzji kostki wrócił Antonio Valencia. Po raz kolejny mogliśmy podziwiać, pięknie starzejących się piłkarzy jak Edwin van der Sar czy Ryan Giggs. Nawet Michael Carrick potrafił zamknąć usta krytykom w meczu z Chelsea Londyn w ramach półfinału Champions League. A Wayne Rooney? To jeden z nielicznych zawodników, który w ostatnich, decydujących spotkaniach – reprezentował nie tylko świetną formę ale także charakter drużyny sir Alexa Fergusona.

Drużynę, która potrafiła powrócić w świetnym stylu na Bloomfield Road z tamtejszym Blackpool FC oraz w meczu z „Młotami” na Upton Park. „Czerwone Diabły” potrafiły urządzić także teatr jednej drużyny w półfinale z Schalke o4 Gelsenkirchen.

Przed decydującym spotkaniem z Barcą, mieliśmy uniknąć błędów z Rzymu. Czy zdołaliśmy się zaprezentować godnie wobec takiego rywala jakim była Barcelona?
Myślę, że tak. Finał z FC Barceloną był wielką ucztą dla każdego kibica piłki nożnej. Nie było „autobusu w bramce Edwin van der Sara”. Uniknęliśmy motywu przewodniego z Gran Derbi czyli „wielkiego polowania na nogi piłkarzy”. Obejrzeliśmy mecz, w którym jedna drużyna była mocniejsza od rywala. Po prostu.

Zagraliśmy bardzo uważnie w pierwszym kwadransie meczu. Nie zważając na posiadanie piłki przez Barceloną w okolicach 16 minuty oraz magicznych 111 podań to Manchester United wydawał się drużyną, która może znaleźć klucz do rozwiązania kodu FC Barcelony. United postawiło na pressing oraz na długie podania w kierunki Cziczarito.

„Pomysł na Barceloną” tego dnia okazał się niewypałem. Mimo fantastycznej dyspozycji Nemanji Vidicia, który momentami ratował nas z sytuacji wręcz dramatycznych to FC Barcelona nas stłamsiła. Moim zdaniem fatalnie zagrał Patrice Evra, który emanował wielkim niepokojem. Oglądając powtórki to właśnie gracz, urodzony w Dakarze był współwinny przy utracie pierwszej bramki. Środek pomocy nie istniał, w okolicach 35 minuty była widać ogromną lukę w środku pola. Oddając inicjatywę Barcelonie już na obszarze 40/35 metra – Manchester United sam sobie, zgotował ciężki los drużyny tragicznej.

Jeśli linia obrony w momencie ataków Barcy stoi ospale w okolicach 16 metra i pozwala aby Iniesta czy Messi mogli oddawać strzały, to mamy do czynienia z wywieszaniem symbolicznej białej flagi. Można napisać, że wyglądało to lepiej niż w Rzymie. Zdobyliśmy przecież bramkę wyrównującą. Faktycznie, był tam minimalny spalony. A strzelec bramki dla United czyli Wayne Rooney był ostatnią nadzieją tego magicznego wieczoru na Wembley.

Jednak nikt nie ma wątpliwości, że Manchester United zasługuje na dyrygenta w środku pomocy, jak żaden inny klub na świecie. Bez tego ani rusz w przyszłym sezonie. Ostateczne pytania – co zrobiłby Dymitar Berbatov na miejscu Cziczarito oraz czy nadchodzi koniec Bułgara w ManUtd.